środa, 5 listopada 2014
The taking of Deborah Logan (2014)
Trójka studentów postanawia nakręcić film dokumenatalny o osobie z chorobą Alzheimera. Obiektem ich badań zostaje Deborah Logan u której choroba jest we wczesnym stadium rozwoju. W krótkim czasie choroba postępuje i przybiera dziwną formę. Bohaterka jest agresywna, zaczyna mówić w języku którego nie zna, a lekarze nie mogą ustalić co dzieje się z pacjentką. Czy to oby na pewno Alzheimer?
Bum na "filmy dokumentalne" trwa w najlepsze i chociaż czasami mam dosyć takiej formy, to dobry "dokument" ogląda sie całkiem miło. Tak też było z "The taking of Deborah...". Początek ukazuje straszną chorobę we wczesnym stadium. Sprawna fizycznie kobieta powoli zapomina o podstawowych czynnościach, przestaje pamiętać ludzi i miejsca, staje się niesprawna umysłowo. Cały proces powinien trwać około dwóch, trzech lat, jednak w filmie sprawy toczą się inaczej. Nie jest to horror o wyniszczającej bohaterkę oraz jej najbliższych chorobie, a o długo skrywanej tajemnicy i opętaniu któremu córka Debory oraz cała ekipa muszą stawić czoła.
Dobrze zrealizowany z interesującym punktem kulminacyjnym, może trochę naciąganym, ale w horrorach nie można brać wszystkiego na poważnie. Jak najbardziej polecany na jesienny wieczór.
Ocena:
7/10
niedziela, 22 czerwca 2014
The Incident (2011)
Trzej młodzi koledzy, niezrealizowani muzycy, pracują jako kucharze w szpitalu dla umysłowo chorych. Z mniejszym lub większym zaangażowaniem wykonują swoją pracę, jednak zawsze w stosunkowo miły sposób wydają pacjentom posiłki. Wprawdzie w ośrodku nie ma wielu strażników, ale wszelkie środki ostrożności i leki dla chorych sprawiają, że wszystko wydaję się pod kontrolą. Wariaci jak to wariaci - pod namową jednego z rezydentów przestają przyjmować leki, hulająca burza, powoduje utratę prądu w szpitalu, zostaje wyłączony system bezpieczeństwa, drzwi do cel pacjentów są po otwierane, a wszędzie panują ciemności. Na pierwsze morderstwo nie trzeba długo czekać. Bohaterowie muszą walczyć o życie z nieobliczalnymi chorymi umysłowo ludzmi - straszne!
Trzeba przyznać, że film całkiem dobry. Napięcie, akcja, krew. Przyznac jednak muszę, że czuje niedosyt. Wprawdzie było kilka scen, które sprawiły, że siedziałam ze zniesmaczonym wyrazem twarzy, ale można było zrobić z tego na prawdę dający kopa w pysk film, jak "The Divide" z 2011, gdzie klaustrofobiczny klimat i zwyrodnienie bohaterów było wprost szokujące. Tu było poprawne. Zdecydowanie zabrakło większej ilości tortur, czy scen gwałtu na recepcjonistce (brzmi jakbym sama miała nieróno pod sufitem, skoro chce więcej takich rzeczy, ale nie oszukujmy się, czasem dobrze jak coś zapada w pamięć i ryje mózg), z drugiej jednak strony takie "słabsze" przedstawienie szaleństwa też ma swój urok i oglądało się to na prawdę bardzo smakowicie.
Tu podam niewielki spoiler, ostrzegam...
Ciekawa i dosyć zaskaująca jest też końcówka - moment, gdy główny bohater zostaje uratowany. Widzi wtedy martwego Harrego Greena, pacjenta, którego od początku podejrzewał o całe zamieszanie, pacjenta, który go więził i który na jego oczach odgryzał własne palce. Ten pacjent, nieszczęsny Harry, był jedną z pierwszych ofiar masakry w szpitalu, a co za tym idzie, nie mógł więzić głównego bohatera. Czyżby choroba psychiczna u chłopaka? Ciekawe, ciekawe, dające do myślenia, podobało mi się to.
Tu już koniec spoilera...
Podsumowując, film jak najbardziej warty obejrzenia. Mroczny, brutalny, nie nudny. Tak, jestem na tak
Ocena:
7/10
Trzej młodzi koledzy, niezrealizowani muzycy, pracują jako kucharze w szpitalu dla umysłowo chorych. Z mniejszym lub większym zaangażowaniem wykonują swoją pracę, jednak zawsze w stosunkowo miły sposób wydają pacjentom posiłki. Wprawdzie w ośrodku nie ma wielu strażników, ale wszelkie środki ostrożności i leki dla chorych sprawiają, że wszystko wydaję się pod kontrolą. Wariaci jak to wariaci - pod namową jednego z rezydentów przestają przyjmować leki, hulająca burza, powoduje utratę prądu w szpitalu, zostaje wyłączony system bezpieczeństwa, drzwi do cel pacjentów są po otwierane, a wszędzie panują ciemności. Na pierwsze morderstwo nie trzeba długo czekać. Bohaterowie muszą walczyć o życie z nieobliczalnymi chorymi umysłowo ludzmi - straszne!
Trzeba przyznać, że film całkiem dobry. Napięcie, akcja, krew. Przyznac jednak muszę, że czuje niedosyt. Wprawdzie było kilka scen, które sprawiły, że siedziałam ze zniesmaczonym wyrazem twarzy, ale można było zrobić z tego na prawdę dający kopa w pysk film, jak "The Divide" z 2011, gdzie klaustrofobiczny klimat i zwyrodnienie bohaterów było wprost szokujące. Tu było poprawne. Zdecydowanie zabrakło większej ilości tortur, czy scen gwałtu na recepcjonistce (brzmi jakbym sama miała nieróno pod sufitem, skoro chce więcej takich rzeczy, ale nie oszukujmy się, czasem dobrze jak coś zapada w pamięć i ryje mózg), z drugiej jednak strony takie "słabsze" przedstawienie szaleństwa też ma swój urok i oglądało się to na prawdę bardzo smakowicie.
Tu podam niewielki spoiler, ostrzegam...
Ciekawa i dosyć zaskaująca jest też końcówka - moment, gdy główny bohater zostaje uratowany. Widzi wtedy martwego Harrego Greena, pacjenta, którego od początku podejrzewał o całe zamieszanie, pacjenta, który go więził i który na jego oczach odgryzał własne palce. Ten pacjent, nieszczęsny Harry, był jedną z pierwszych ofiar masakry w szpitalu, a co za tym idzie, nie mógł więzić głównego bohatera. Czyżby choroba psychiczna u chłopaka? Ciekawe, ciekawe, dające do myślenia, podobało mi się to.
Tu już koniec spoilera...
Podsumowując, film jak najbardziej warty obejrzenia. Mroczny, brutalny, nie nudny. Tak, jestem na tak
Ocena:
7/10
niedziela, 21 kwietnia 2013
Evil Dead (2013)
Taki miał być straszny, taki przerażający. Wielkie wydarzenie w świecie horroru. Proszę.....
Pięcioro przyjaciół (w tym brat i siostra) jadą do domku w leśnej głuszy, by tam w ciszy i spokoju pomóc koleżance w pozbyciu się bardzo niedobrego nałogu narkotykowego. W piwnicy chatki odkrywają, pozostałości po dziwnych obrzędach: popodwieszane przy suficie martwe koty i dokładnie zapakowany prostokątny pakunek. Ciekawość bierze górę, jeden z kolegów rozpakowuje paczuszkę, a tam... straszna księga obszyta ludzką skórą. Oczywiście zawarte w niej zaklęcia zostają odczytane, co uwalnia złe moce i leśne demony. Zaczyna się walka o życie, ale czy można uciec przed odwiecznym złem?
Kiedy akcja w filmie zaczyna się rozkręcać to na dobre. Cały czas coś się dzieje, a zaciekawiony człowiek ogląda i ogląda... No właśnie - zaciekawiony, jednak ciekawość ta nie wynika z niesamowitości filmu, czy strasznych scen, to po prostu chęć zobaczenia co też zrobiono z jednym z moich ulubionych filmów, a nie zrobiono nic ciekawego. O ile oryginalne "Martwe zło" miało swój specyficzny, bajkowy (zawsze tak mi się kojarzyło ;]) klimat, o tyle nowa wersja jest zwykłym amerykańskim filmem zupełnie nie wyróżniającym się od innych. W prawdzie jest dużo akcji, ale nic nie wbija w fotel i nie robi takiego wrażenia o jakim zapewniają twórcy...
Ponieważ film jest remake'm więc nie zabrakło momentów pochodzących z oryginału jak chociażby naszyjnik w kształcie małej lupy, gwałcący las, piła łańcuchowa, czy odcinacie sobie ręki, jednak całość tworzy przeciętny horror, który gdyby nie był nową wersją kultowego kina pewnie przeszedłby bez większego echa.
Co ciekawe film oglądałam w kinie, gdzie duży ekran powinien dostarczać dodatkowych wrażeń, jednak tak się nie stało. Szkoda, szkoda...
Ocena: 5/10
środa, 1 lutego 2012
I spit on your grave (2010)
Jennifer - młoda pisarka wyjeżdża do malowniczo położonego domku na odludzi, gdzie ma zamiar skupić się nad swoją pracą. Sielanka nie trwa długo. Czterech miejskich "wieśniaków" postanawia zabawić się z dziewczyną i ją zabić. Wszystko idzie po ich myśli, do czasu...
Film składa się z dwóch brutalnych części. Pierwsza połowa to gwałt. Długa scena, która wydaje się ciągnąć w nieskończoność. Dość realistyczna, brutalna. Gwałciciele są zwyrodniali, znęcają się i upokarzają swoją ofiarę. Robi wrażenie.
Druga część to zemsta. Jennifer udaje się uciec i dokładnie planuje każdy szczegół swojego odwetu. A to co zrobi swoim oprawcom będzie krwawe i pomysłowe.
Film jest mocny, zarówno sceny gwałtu jak i zemsty, z tym że o ile te pierwsze nie dają przyjemności, a tylko złość i obrzydzenie, tak te drugie są prawdziwą ucztą dla fana horroru.
Zastanawia mnie zawsze w takich filmach jak później funkcjonuje ofiara/mściciel. Czy wraca do normalnego życia, zapomina o wszystkim, a może ma do końca życia koszmary, wyrzuty sumienia, popada w paranoje? Może cieszy się, wspomina i pielęgnuje w sobie słodkie uczucie zemsty, a jeżeli tak to czy sama nie stanie się zwyrodnialcem? Ciekawe.
Ocena: 8/10
poniedziałek, 23 stycznia 2012
Hostel 3 (2011)
Ameryka, Las Vegas - to tu rozgrywa się akcja trzeciej części filmu o ludziach należących do tajnego stowarzyszenia zabijających dla przyjemności.
Czterech przyjaciół jedzie do Vegas świętować wieczór kawalerski jednego z nich. Impreza udana, ktoś się upił, ktoś zwymiotował, dużo ładnych dziewczyn i poranny kac. Rano okazuje się też że brakuje jednego z kumpli, rozpoczynają się poszukiwania, które kończą się tragicznie w miejscu sadystycznych tortur i śmierci.
Żadna część Hostelu nie przypadła mi do gustu. Jedynka była jedynie czymś nowym i utrzymana była w mrocznym, brudnym klimacie. Sprzęty były stare, a oprawcy ohydni i brutalni. Tu jest Ameryka, jest czysto, schludnie, narzędzia i pomieszczenia są niemal sterylne, co niestety sporo ujmuje z klimatu.
Same zabójstwa są śmieszne, oprócz pierwszego, które mimo że przewidywalne robi wrażenie, każde kolejne to farsa. Nie tego oczekuje się od horroru, który zdobył miano jednego z brutalniejszych. Nawet finałowa scena, która ma w sobie duży potencjał została potraktowana pobieżnie. Zawiodłam się.
Trójka to najsłabsza z części. Brak pomysłów, a może lenistwo twórców, który myślą że znany tytuł wystarczy aby ludzie pokochali film, sprawiły że wyszedł z tego marny filmik.
Ocena: 4/10
sobota, 14 stycznia 2012
Jack Ketchum - Jedyne Dziecko (1995)
Lydia - rozwódka marząca o stabilizacji i Arthur - przystojny właściciel dobrze prosperującej restauracji. Tych dwoje zakochuje się w sobie, bierze ślub, a w krotce zostają rodzicami Roberta. Jednak po jakimś czasie sielanka znika. Arthur ukazuje swoje prawdziwe oblicze przed żoną, a jak się później także przed własnym synkiem.
Bardzo zdenerwowała mnie ta książka. Może inaczej - zdenerwował mnie poruszany tu temat, zdenerwowało mnie znęcanie się nad dzieckiem. Gdy Lydia zostaje pobita przez męża doskonale wie co musi zrobić. Wyprowadzka, zabranie dziecka, rozwód. Dorosły człowiek umie się bronić, wie co jest złe i potrafi stawić temu czoła. Robert jest bezbronny, zdany na osoby dorosłe, od których zaznaje cierpienia i nawet jeśli ktoś chce mu pomóc, to on do końca tego nie rozumie, boi się, jest zastraszony. Nie zdaje sobie sprawy, że przez milczenie sprowadza na siebie dalsze zło. I właśnie to mnie tak zdenerwowało, to że można tak skrzywdzić niewinne, nie rozumiejące dobrze świata dziecko i że krzywdzi je osoba, która powinna je chronić. A kiedy wydaje się, że cała sytuacja jakoś się ułoży, że jeszcze jest szansa na normalne życie dla chłopca zawodzi prawo, zawodzi system. I znowu się wkurzam, muszę ochłonąć, odkładam książkę.
Na prawdę mocno przeżywałam co dzieje się w tej powieści. A emocje potęgował fakt, że jest to historia oparta na faktach.
Smutna, wstrząsająca, wkurzająca i mocna powieść.
Lydia - rozwódka marząca o stabilizacji i Arthur - przystojny właściciel dobrze prosperującej restauracji. Tych dwoje zakochuje się w sobie, bierze ślub, a w krotce zostają rodzicami Roberta. Jednak po jakimś czasie sielanka znika. Arthur ukazuje swoje prawdziwe oblicze przed żoną, a jak się później także przed własnym synkiem.
Bardzo zdenerwowała mnie ta książka. Może inaczej - zdenerwował mnie poruszany tu temat, zdenerwowało mnie znęcanie się nad dzieckiem. Gdy Lydia zostaje pobita przez męża doskonale wie co musi zrobić. Wyprowadzka, zabranie dziecka, rozwód. Dorosły człowiek umie się bronić, wie co jest złe i potrafi stawić temu czoła. Robert jest bezbronny, zdany na osoby dorosłe, od których zaznaje cierpienia i nawet jeśli ktoś chce mu pomóc, to on do końca tego nie rozumie, boi się, jest zastraszony. Nie zdaje sobie sprawy, że przez milczenie sprowadza na siebie dalsze zło. I właśnie to mnie tak zdenerwowało, to że można tak skrzywdzić niewinne, nie rozumiejące dobrze świata dziecko i że krzywdzi je osoba, która powinna je chronić. A kiedy wydaje się, że cała sytuacja jakoś się ułoży, że jeszcze jest szansa na normalne życie dla chłopca zawodzi prawo, zawodzi system. I znowu się wkurzam, muszę ochłonąć, odkładam książkę.
Na prawdę mocno przeżywałam co dzieje się w tej powieści. A emocje potęgował fakt, że jest to historia oparta na faktach.
Smutna, wstrząsająca, wkurzająca i mocna powieść.
poniedziałek, 12 grudnia 2011
Final Destination 5 (2011)
Śmierci nie da się oszukać. Ktoś ma wizję, ratuje się dzięki temu grupka ludzi, którzy i tak giną po kolei w oryginalny sposób, a dodatkowo przewinie się gdzieniegdzie Tony Todd. Dobry pomysł na film? Tak dobry, że kręcą i kręcą nowe części i nawet im to wychodzi.
Po czwórce, która była słaba przyszła lepsza piątka. Oczywiście nic nie dorówna oryginałowi, ale można znaleźć tu trochę ciekawych scen. Moim faworytem jest śmierć gimnastyczki, chyba najlepsza ze wszystkich śmierci w całej serii. Samo napięcie zbudowane w tej senie jest tak, że do końca nie wiadomo jak biedaczka zginie, a gdy już to następuje jest to dość zaskakujące.
Dodatkowym plusem jest "szaleństwo" jednego z bohaterów, który nie do końca rozumiejąc jak działa mechanizm śmierci, stara się kogoś zabić aby oszczędzić samego siebie.
W tym momencie nasuwa się pytanie jak bohaterowie mogli nie słyszeć o podobnych przypadkach, dlaczego nie powiązali swoich wydarzeń z tymi z lotu 180, tudzież innymi podobnymi, jednak sama końcówka daje dokładną odpowiedz na to pytanie, nagle wszystko staje się jasne.
To co poirytowało mnie na samym początku, to efekty specjalne - bardzo komputerowe. Film robiony jest pod 3D i zapewne w takiej formie nie rzucało by się to aż tak w oczy, jednak tu ingerencja komputera aż mnie poraziła, na szczęście pózniej jest znacznie lepiej, bardziej realistycznie i nie będę się już niczego czepiać.
Dodam jeszcze, że jedną zról zagrała Jacqueline MacInnes Wood którą znam z "Mody na Sukces" (tak, czasami oglądam. To jest dopiero horror...), miło że nie dała się zaszufladkować i zagrała w czymś ciekawszym, a i jej śmierć również była interesująca.
Ocena:
7/10
Po czwórce, która była słaba przyszła lepsza piątka. Oczywiście nic nie dorówna oryginałowi, ale można znaleźć tu trochę ciekawych scen. Moim faworytem jest śmierć gimnastyczki, chyba najlepsza ze wszystkich śmierci w całej serii. Samo napięcie zbudowane w tej senie jest tak, że do końca nie wiadomo jak biedaczka zginie, a gdy już to następuje jest to dość zaskakujące.
Dodatkowym plusem jest "szaleństwo" jednego z bohaterów, który nie do końca rozumiejąc jak działa mechanizm śmierci, stara się kogoś zabić aby oszczędzić samego siebie.
W tym momencie nasuwa się pytanie jak bohaterowie mogli nie słyszeć o podobnych przypadkach, dlaczego nie powiązali swoich wydarzeń z tymi z lotu 180, tudzież innymi podobnymi, jednak sama końcówka daje dokładną odpowiedz na to pytanie, nagle wszystko staje się jasne.
To co poirytowało mnie na samym początku, to efekty specjalne - bardzo komputerowe. Film robiony jest pod 3D i zapewne w takiej formie nie rzucało by się to aż tak w oczy, jednak tu ingerencja komputera aż mnie poraziła, na szczęście pózniej jest znacznie lepiej, bardziej realistycznie i nie będę się już niczego czepiać.
Dodam jeszcze, że jedną zról zagrała Jacqueline MacInnes Wood którą znam z "Mody na Sukces" (tak, czasami oglądam. To jest dopiero horror...), miło że nie dała się zaszufladkować i zagrała w czymś ciekawszym, a i jej śmierć również była interesująca.
Ocena:
7/10
sobota, 3 grudnia 2011
The Thing (2011)
Na wieść, że kręcą nowe "The Thing" wcale nie skakałam z radości, po co ruszać coś co jest idealne. Wychodzą później z tego takie pomyłki jak najnowszy "Koszmar z ul. Wiązów". Na szczęście okazało się, że będzie to prequel, a zatem zupełna nowość i oryginał pozostanie nietknięty. Na takie coś mogę przystać i chętnie zobaczę.
Rok 1982, Norwegowie ze stacji badawczej na Antarktydzie dokonują niesłychanego odkrycia, pod grubym lodem znajdują wielki statek kosmiczny i zamrożonego kosmitę. Radość szybko przemienia się w panikę gdy okazuję się, że kosmita żyje i poluje na ludzi.
"Coś" Carpentera było niesłychanie klimatyczne, klaustrofobiczna atmosfera, niewiedza z czym ma się do czynienia i dudniąca muzyka sprawiały, że całość była oryginalna i przerażająca.
Prequel ma dwie wady: po pierwsze nie ma tego specyficznego klimatu, po drugie obcy jest nastawiony na zabijanie. Nie stara się nawet zmutować do końca, chce zabić od razu wszystkich.
Na początku denerwowało mnie to że tu obcy jest taki agresywny a w oryginale, spokojnie siedzi skopiowany i ujawnia się w sytuacjach zagrożenia, lub gdy nikt nie widzi, jednak ostatnie sceny filmu pokazują, że obcy musiał po prostu zrozumieć, że ujawnianiem się od razu nic nie zdziała, trzeba być cicho aby móc zaatakować znienacka.
Ciekawe jest też to, że Norwegowie mają zdecydowanie lepsze i nowsze sprzęty w swojej bazie niż Amerykanie. Tak mi się to rzuciło w oczy...
Nowe "Coś" jako samodzielny film jest całkiem dobre, jako prequel na pewno też nie zawodzi. Jest inne i bardziej dynamiczne. Twórcy starali się nie powtarzać metod działania bohaterów z oryginalnego filmu, także tu mamy zupełnie inną metodę testu sprawdzającego kto jest człowiekiem, a kto nie, nie ma też wątku z psami.
Niestety brak tu tego jedynego w sobie klimatu i brak tej niepokojącej muzyki. Wprawdzie dudnienie pojawia się na początku, ale nie zauważyłam, żeby jeszcze się przewijało. Natomiast plusem jest połączenie dwóch filmów wspólną sceną pojawiającą się już na napisach końcowych - pościg za psem.
Nowe "The Thing" każdy fan oryginału powinien zobaczyć, tragedii nie ma, a rozrywka jest.
Ocena:
8/10
piątek, 11 listopada 2011
Wrong Turn 4 (2011)
Tym razem akcja filmu nie rozgrywa się w lesie, a w zakładzie psychiatrycznym, w którym nasi zdeformowani zwyrodnialcy przebywają jako pacjenci. Spryciarzom udaje się wydostać. Urządzają jatkę wśród personelu i co najciekawsze po zamknięciu szpitala nadal tam urzędują. To tego samego szpitala, w czasie śnieżycy przybywa grupka młodych ludzi - będą ginąć!
Po kiepściutkiej części trzeciej w końcu pojawiło się coś lepszego. Dużo krwi i kanibalistyczne sceny dostarczają horrorowej radości, a fondue przygotowywane z wycinanych żywcem kawałków ciała zasługuje na pochwałę - pierwszy raz widziałam coś takiego.
Jednak film nie jest idealny, ba do ideału dużo mu brakuje. Po pierwsze miejsce - wszystkie filmy tworzyły leśną serię, a tu nagle cała akcja przeniesiona jest do budynku, co zaburza klimat. Nie ma się wrażenia, że to kolejna część, a raczej odrębny film. A po drugie, co rzuciło mi się tak w oczy, to to że mutanci umieli po prostu wszystko - umieli otworzyć drzwi spinką, włączyć urządzenie do elektrowstrząsów, umieli jeździć na skuterach i wiedzieli gdzie są w nich świece. Ja, nie-mutant, nawet tyle nie umiem.
Po mimo, że film nie trzyma klimatu jedynki, to jest całkiem niezły do obejrzenia na raz. Jest krew, jest akcja, a i gołe babki się znajdą (to bardziej plus dla panów). Samo zakończenie też było interesujące, także jak najbardziej można obejrzeć i dostarczyć sobie odpowiednią porcję kanibalistycznej rozrywki.
Ocena: 6/10
poniedziałek, 10 października 2011
Grave Encounters (2011)
Ekipa łowców duchów postanawia nakręcić najnowszy odcinek w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym, w którym podobno straszy. Uzbrojeni w kamery, czujniki i inne niezwykle sprzęty zamykają się na całą noc w szpitalu w poszukiwaniu zjawisk nadprzyrodzonych. Coś się dzieje, coś tam jest, wszyscy się boją, materiał gotowy. Można się pakować. Jednak gdy jeden z członków ekipy nie wraca spanikowani koledzy postanawiają opuścić złe miejsce, ale wyjścia nie ma. Korytarze ciągną się w nieskończoność, wejście na dach zamurowane, czas płynie coraz szybciej, a demony zaczynają przerażającą zabawę...
Od dawna czekałam na film niby oparty na faktach, w którym ekipa poszukująca duchów w końcu nie tylko nawiązuje kontakt, ale też źle się to dla nich kończy, więc kiedy zobaczyłam trailer tego filmu byłam w niebo wzięta.
Pierwsza połowa filmu, w której ekipa nastawia sprzęt, przeprowadza rozpoznanie, i rozpoczyna swoją kilkugodzinną ekspedycje opuszczonego szpitala doskonale nastroiła mnie na to straszne, wielkie bum. Noc mija - i wtedy zaczyna się coś co całkowicie zepsuło mi nastrój. Wystraszeni bohaterowie postanawiają wyjść, ale nie mają takiej możliwości. Przenieśli się w inny, nadprzyrodzony wymiar? A może duchy mają możliwość zmieniania układu budynków? Przy okazji mają też umiejętność wstrzymywania wschodu słońca. Hm? Jeny...
Jak można było mi to zrobić? Jak można było poprowadzić film na takie beznadziejne tory? Dlaczego? Aaaaa!
Liczyłam na film realistyczny, umieszczony w normalnym czasie. Ekipa idzie i w ciągu swojego pobytu w danym miejscu przeżywa traumę - a tu traumę przeżywa widz.
Jeśli chodzi o efekty, nie mam nic do zarzucenia, nawet jedna scena zaskoczyła mnie na tyle, że podskoczyłam sobie w fotelu, ale nie wiem co by musieli wymyślić twórcy, abym wybaczyła im ten brak realizmu. Cały wstęp i zapowiedz "pana producenta" - gadka o odnalezionych taśmach, tracą całkowicie sens. Ja rozumiem, że jest to fikcja, ale najstrszniejsze jest to co prawdziwe, to co może się przydarzyć każdemu, a niestety niekończące się korytarze zdecydowanie odbiegają od prawdy. Szkoda, czekam więc dalej na idealny film o ekipie duchołapaczy...
Ocena: 5/10
niedziela, 2 października 2011
Popcorn (1991)
W starym, zamkniętym kinie studenci szkoły filmowej postanawiają zorganizować maraton filmów grozy. Przed laty w tym miejscu mężczyzna zabił na żywo swoją rodzinę, tym razem podczas seansu giną młodzi ludzie. Bohaterka wierzy, że ma to związek z tamtymi strasznymi wydarzeniami i z jej snami.
Podeszłam do tego filmu z dużą niechęcią, ale szybko zmieniałam zdanie. To na prawdę rozrywkowy film! Jest on o nastolatkach i chyba najbardziej trafi do takiej grupy wiekowej, ale jest na tyle sprawnie zrobiony, że może spodobać się każdemu kto chce obejrzeć coś luźnego.
Bohaterowie giną ciekawie, a nieraz absurdalnie, a sama postać mordercy jest wielkim zaskoczeniem - niestety w tym momencie jest też najwięcej głupot i błędów, ale patrząc na cały, lekko komediowy klimat filmu można przymknąć na to oko.
Ocena: 6/10
Vertige (2009)
Pięcioro przyjaciół wybiera się na wspinaczkę po górach. Szlak jest zamknięty, ale mimo tego postanawiają przejść całą trasę. Gdy most linowy przez który przeszli zrywa się, nie ma już odwrotu, a wycieczka zmienia się w koszmar gdy okazuje się, że ktoś żądny ich krwi czai się w lesie.
To, że w lesie będzie morderca i to zdziczały i pokraczny było do przewidzenia od początku, tak samo jak można było przewidzieć, że bohaterowie trafią na chatę do której morderca będzie znosił swoje ofiary, czy to że przeżyje tylko jedna osoba.
Scenariusz jest oklepany i zupełnie nie wnosi nic nowego do świata horroru, a jednak całość jest na tyle dobrze zrealizowana, że ogląda się to przyjemnie i film wciąga. Oczywiście to co jest zawsze, to głupie i irytujące zachowania bohaterów, ale do tego w horrorze jestem już przyzwyczajona.
Podsumowując, jest to film który bez problemu można włączyć jeżeli w danym momencie oczekuje się tylko rozrywki i nie szuka się niczego oryginalnego i nowego, w innym przypadku można się zawieść.
Ocena:
6/10
piątek, 12 sierpnia 2011
The Stepfather (2009)
Pan, z pozoru sympatyczny mężczyzna w średnim wieku, poszukuje dla siebie samotnej matki z dziećmi. Jego celem jest stworzenie idealnej, kochające się rodziny. Jednak już od pierwszych scen wiemy, że z naszym bohaterem jest coś nie tak. Tak na prawdę jest on chorym psychicznie mordercą, który zabija rodziny gdy nie spełniają jego oczekiwań...
"Ojczym" z 1987 roku to świetny klasyk w którym Terry O'Quinn wcielił się idealnie w rolę psychopatycznego poszukiwacza idealnej rodziny. Po co więc kręcić remake czegoś co jest na prawdę dobre. No ale nakręcono... i co z tego wyszło?
A o dziwo wyszło całkiem dobre kino, na prawdę trzymający w napięciu thriller. O aktorze grającym główną rolę - Dylanie Walsh zawsze myślałam jako o tym co "gdzieś grał, ale nie pamiętam gdzie", teraz zawsze będzie ojczymem. Na prawdę dobrze wcielił się w swoją rolę, chociaż, Terry O'Quinn był bardziej mroczny i przerażający. Jedynie niedoszła żona bohatera niezbyt przypadła mi do gustu, ale tylko wizualnie, bo sama jej gra jest również na dobrym poziomie.
Minusem filmu jest zakończenie. Wprawdzie akcja nabiera tempa i cały czas się coś dzieje, to jednak poczułam niedosyt gdy okazało się, że zakończenie będzie inne niż na początku filmu. Czyż nie byłoby pięknie gdyby kolejny raz udało się z pozoru miłemu panu zaszlachtować matkę z dziećmi?
Ocena: 7/10
czwartek, 28 lipca 2011
Maniac Cop (1988)
W Nowym Jorku morderca w mundurze policjanta zabija kolejne niewinne osoby. Narasta panika. Żona jednego z policjantów podejrzewa własnego męża o zabójstwa, niedługo po tym sama ginie, a młody policjant zostaje aresztowany. Na szczęście detektyw McCrae i kochanka aresztowanego robią wszystko by dotrzeć do prawdy i odkryć prawdziwego mordercę, który jak się okazuje nie jest do końca żywy....
Ja się w ogóle zastanawiam dlaczego nakręcono kolejne części? Czy "Maniac cop" był aż takim hitem? Czy ludzie nie zauważyli idiotycznych zachowań bohaterów? Jeżeli praca policji w rzeczywistości wyglądałaby tak jak na filmie, to nawet nie potrzeba maniaka żeby bać się tych nie myślacych logicznie, wpadających w panikę i wrzeszczących wniebogłosy na widok zwłok pożal się boże stróży prawa. Ja rozumiem, że to film, ale szczypta realizmu na prawdę nie zaszkodziłaby.
Sam pomysł na policjanta - zombiaka jest całkiem przystępny, aczkolwiek nie jest do końca wyjaśnione w jaki sposób mundurowy ożył, jak zaczął zabijać. Oczywiście wiemy, że nasz zombie był w przeszłości policjantem, że trafił do więzienia z bandytami których sam zamknął i od razu wiadomo jak skończył się jego los za kratami, ale czy jest martwy? czy może jest tylko chory psychicznie po uszkodzeniu mózgu? Ale gdyby żył i był chory, to czemu policjantka mówiła, że nie oddycha, że jest zimny, że strzał w głowę do nie powala? Czyli jednak żywy trup!
Oglądałam ten film uważnie i nie sądzę, żeby coś mi umknęło (chociaż różnie to bywa)
Powiem szczerze, że trochę zawiodłam się filmem, który wpisany jest do klasyki kina klasy B.
Jedynie scena w której widzimy dawne wydarzenia z więzienia jest klimatowa, "gwiżdżąca" muzyka nadaje całej scenie mrocznej atmosfery, poza tym nie zachwyciło mnie tu nic. No dobrze, młody Bruce Campbell przykuł moją uwagę, ale on tak już ma, że lubię na niego patrzeć i chyba dzięki niemu dotrwałam do końca.
Skrytykowałam ten film - tak, ale na pewno nie mogę go nikomu odradzić, choćby dlatego, że jest to klasyka. "Maniakalny Glina" ma swoich fanów i na pewno niektórym się podoba. Już samo to, ze nakręcono kolejne części świadczy o tym, że są na świecie ludzie odmiennego zdania od mojego.
Jeżeli nie przeszkadza Ci to, że policjanci począwszy od tych najniższych stopniem, a skończywszy na kapitanie są nieumiejącymi wykonywać swoich obowiązków kretynami, to proszę włącz film i delektuj się morderstwami popełnianymi przez barczystego, nieżywego policjanta. Może Tobie się spodoba...
Ocena: 5/10
piątek, 15 lipca 2011
Society (1989)
Nastolatek Bill pochodzi z bogatej rodziny. Razem z rodzicami i siostrą mieszka w ogromnym domu, ma własny samochód, a rodzice i siostra chodzą w najdroższych ubraniach. Bill mimo, że ma tak wiele czuje że nie pasuje do tego środowiska. Dodatkowo lęki i halucynacje sprawiają, że zaczyna podejrzewać, że za sielskim życiem rodziny kryje się jakaś tajemnica. Chłopak postanawia odkryć prawdę, która jak się okaże sięga o wiele dalej niż przypuszczał...
Film miałam w planach obejrzeć już dobrych kilka lat temu, ale pomimo że cały czas leżał na półce sięgnęłam po niego dopiero teraz.
Włączam:
* reżyseria - Brian Yuzna - o proszę, twórca "Dentystów" i "Reanimatorów"
* główna rola - Billy Warlock - Eddie ze "Słonecznego patrolu"
* oglądam dalej - dziewczyna Bill'a w świetnej jeansowej sukience, kwintesencji lat 80tych
* końcówka - dziwne, obrzydliwe przyjęcie bogaczy - rewelacyjna scena!
* a dodatkowo - Człowiek Dupa (dosłownie!) - to trzeba zobaczyć samemu!
Przez moment można pomyśleć że wszystko o czym myśli nastolatek to urojenia i na pewno dobrze by było rozwinąć ten watek na tyle, aby końcówka jeszcze bardziej zaskoczyła widza. Tu jednak szybko przekonujemy się, ze Bill ma rację, że coś jest nie tak i staramy się rozwikłać tą tajemnice.
Wydaje się, że to trzymający w napięciu horror, niestety, a może stety "Society" zawiera wiele wątków humorystycznych. Nawet w finałowej scenie przyjęcia nie obyło się bez komicznego Człowieka Dupy na widok którego parsknęłam śmiechem. Takie wesołe podejście do filmu sprawia, że "Society" może i nie jest straszne, ale jest dobrą rozrywką. Dodatkowo kręcony pod koniec lat 80tych ma w sobie ten klimat filmów z tamtego okresu - stroje bohaterów, walkmany i fryzury, kicz który już nie powróci.
Żeby nie było zbyt wesoło mamy tu też sceny horrorowe. Śmierć kolegi w wypadku samochodowym, a przy tym trochę krwi, inny kolega z podciętym gardłem i w końcu wielki finał! Powiem szczerze - zrobił na mnie wrażenie. Efekty specjalnie są na prawdę na wysokim poziomie. Mnie bardzo trudno czymś zaskoczyć i zniesmaczyć, ale tu siedziałam z dziwnym grymasem twarzy. Uczta w której brali udział członkowie tytułowej społeczeństwa była obrzydzająca. A moment w którym bohater pokazał jaki jest odważny i zabił jednego z członków imprezy - bezcenny. Aż trochę szkoda, że film był kręcony z przymrożeniem oka, bo gdyby nakręcić to w mroczny sposób, bez głupich tekstów efekt byłby jeszcze bardziej wstrząsający. Z drugiej strony jak w mroczny sposób można by przestawić wepchniecie ręki w tyłek tak że wychodzi ustami???
Mnie film przypadł jak najbardziej do gustu. Fanom horrorów z lat 80tych na pewno też się spodoba. Osoby lubiące wszelkiego rodzaju potwory i mutanty nie powinni być zawiedzeni, a i dla zwolenników horrorów komediowych może to być gratka.
Ocena:
7/10
Subskrybuj:
Posty (Atom)