sobota, 14 stycznia 2012


Jack Ketchum - Jedyne Dziecko (1995)

Lydia - rozwódka marząca o stabilizacji i Arthur - przystojny właściciel dobrze prosperującej restauracji. Tych dwoje zakochuje się w sobie, bierze ślub, a w krotce zostają rodzicami Roberta. Jednak po jakimś czasie sielanka znika. Arthur ukazuje swoje prawdziwe oblicze przed żoną, a jak się później także przed własnym synkiem.

Bardzo zdenerwowała mnie ta książka. Może inaczej - zdenerwował mnie poruszany tu temat, zdenerwowało mnie znęcanie się nad dzieckiem. Gdy Lydia zostaje pobita przez męża doskonale wie co musi zrobić. Wyprowadzka, zabranie dziecka, rozwód. Dorosły człowiek umie się bronić, wie co jest złe i potrafi stawić temu czoła. Robert jest bezbronny, zdany na osoby dorosłe
, od których zaznaje cierpienia i nawet jeśli ktoś chce mu pomóc, to on do końca tego nie rozumie, boi się, jest zastraszony. Nie zdaje sobie sprawy, że przez milczenie sprowadza na siebie dalsze zło. I właśnie to mnie tak zdenerwowało, to że można tak skrzywdzić niewinne, nie rozumiejące dobrze świata dziecko i że krzywdzi je osoba, która powinna je chronić. A kiedy wydaje się, że cała sytuacja jakoś się ułoży, że jeszcze jest szansa na normalne życie dla chłopca zawodzi prawo, zawodzi system. I znowu się wkurzam, muszę ochłonąć, odkładam książkę.
Na prawdę mocno przeżywałam co dzieje się w tej powieści. A emocje potęgował fakt, że jest to historia oparta na faktach.

Smutna, wstrząsająca, wkurzająca i mocna powieść.

2 komentarze:

  1. Wstyd się przyznać, ale Ketchuma nie miała żadnej książki w rękach :( Zawsze jak buszuję w księgarni, to go wypatrzę, ale gdy tylko trzymam jakąś pozycję w dłoniach, to znajdzie się coś innego :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Skuś się na Ketchuma, myślę że przypadnie Ci do gustu. Polecam zacząć od "Dziewczyny z sąsiedztwa", chociaż "Jedyne dziecko" też jest bardzo dobra.

    OdpowiedzUsuń