poniedziałek, 9 maja 2011



The shining
(1980)

Jack z żoną i synkiem przenoszą się do położonego na odludziu hotelu, który właśnie jest opuszczany przez wszystkich pracowników i zamykany na zimę. Jack pełniąc funkcję stróża, ma zamiar w spokoju pisać swoją książkę. Niestety wybudowany na starym indiańskim cmentarzu hotel doprowadził poprzedniego stróża do obłędu i najwyraźniej to samo zaczyna dziać się z Jackiem.

Ze "Lśnieniem" Kubricka mam spory problem. Trudno jest mi jednoznacznie go ocenić, bo z jednej strony jest ciekawy i trzymający w napięciu, z drugiej ma nudne i zbędne sceny.
Książki nie czytałam i nie przeczytam, bo niestety ilość stron mnie przeraża.
To co w filmie mi się nie podoba to wizje w których nasz bohater, Jack Torrance widzi pełny barek, zapełnioną bawiącymi się ludźmi salę balową, czy rozmowy z poprzednim stróżem. Być może w książce było to sprawnie opisane, w filmie wydaje mi się to kompletnie zbędne i od czapy. Ot takie sceny żeby zapełnić film.

Potem zaczyna już być trochę lepiej, ale tylko trochę - chodzi tu o Wendy, żonę naszego maniaka. Mnie osobiście nie przeszkadzała. Wprawdzie miotała się troszkę i była zagubiona, ale któż by nie był gdy nagle ukochany zmienia się w potwora. W całej swojej chaotyczności Wendy działała bardzo logicznie i sprawnie, nie popełniała głupot tak popularnych u bohaterów współczesnego kina. Jedyny zarzut to jej nieciekawa uroda. Ale jakby ją podmalować i ubrać... Jak napisałam, moim zdaniem Wendy została dobrze dobrana przez twórców, ale nie każdy tak uważa. Oglądałam ten film z czwórką znajomych i trójka z nich tylko czekała żeby Jack Torrance zabił tą irytującą babę. Były nawet przypuszczenia, że być może ona sama nadzieję się na nóż z którym biega po domu. No cóż, ku mojej uciesze, a zmartwieniu innych baba przeżyła.

I teraz zaczynają się już te plusy, a nawet plusiska. Tu wszyscy mieliśmy jednakowe zdanie.

Po pierwsze mały Danny. Dzieciak zagrał niesamowicie. Posiada dar widzenia duchów, widzi krwawą masakrę jaka wydarzyła się w hotelu, a gdy pogrążony w niby transie idzie po pokoju i strasznym głosem mówi "redrum" ciarki przechodzą po plecach (poza tym nosi rozkoszne sweterki z Myszką Mickey czy ze statkiem Apollo - też chce takie!)

No i Jack Nicholson. Nie mogli wybrać lepiej. Genialny aktor. Idealnie wczuł się w rolę. Kochający mąż i ojciec nagle zmienia się w pogrążonego w obłędzie maniaka, którego celem jest zabicie rodziny i każdego kto mu w tym będzie chciał przeszkodzić - nikt nie zagrałby tego lepiej. A kiedy opuszcza głowę, patrzy spode łba, marszczy brwi i zaczyna się szeroko uśmiechać wygląda jak diabeł - uwielbiam tą jego minę, tylko on tak potrafi. I scena w której wkłada głowę poprzez rozwalone siekierą drzwi i z uśmieszkiem psychola, wesoło krzyczy "Here's Johnny". O Boże, toż to klasyka!

Teraz mogłoby się wydawać, że po takiej ilości pozytywów powinnam powiedzieć, że film to ideał i w ogóle mój ulubiony, a na minusy przymknąć oko. Niestety nie mogę.
Sceny w barze mnie poirytowały na tyle, że nie mogę tego przeboleć, a jeszcze bardziej na końcu denerwuje mnie to zdjęcie z lat 30tych na którym Jack jest obecny. Co on tam robi? Niech mi to ktoś wytłumaczy.

Ogólnie stwierdzam, że film lubię. Może nie ma go w mojej pierwszej dziesiątce, ale nie odmówię go sobie nigdy w TV i nie pogardzę nim na DVD.

Ocena:
7,5/10
<--- nowość!!! Ocena połowiczna, bo na prawdę w tym przypadku się waham :)

6 komentarzy:

  1. Wszystko w filmie ma wymiar symboliczny i tak też należy traktować ostatnią sekwencje ze zdjęciem. Hotel niejako pogrążył Jacka, który stał się jego częścią. Pamiętajmy, że budynek stał na ziemi przeklętej, należącej kiedyś do Indian. Do nich też nawiązuje cały szereg wydarzeń ukazanych w filmie. Prawie każdy - przebywający w hotelu - popadł niejako w obłęd, ale nie wszyscy byli tak na niego podatni. Jack był słaby psychicznie (alkoholizm) i to właśnie jego hotel wybrał na swoją kolejną ofiarę, którą pochłonął. Stąd też symboliczne ukazanie (poprzez zdjęcie), że Jack stał się częścią tego przeklętego miejsca.
    Dla mnie ''Lśnienie'' Kubricka to jedno z największych osiągnięć horroru. Zawsze mnie wciąga tak, jakbym oglądała go po raz pierwszy. Niesamowite dzieło...chłodne, surowe...to właśnie mnie w nim przeraża najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny film, choć niezupełnie zgodny z wizją Kinga (autora powieści "Lśnienie"). Fenomenalny Jack Nicholson, który - podatny na działanie złowrogich sił - całkowicie zatraca się w swoim szaleństwie, a do tego niepokojący mroczny klimat i gęsta atmosfera... Klasyka horroru po prostu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja nienawidzę tego filmu - wolę miniserial, który trzyma się powieści. Książka jest niesamowita - jedna z najlepszych Kinga, a adaptacja Kubricka to zupełnie inny film, niemający prawie nic z nią wspólnego. W tym przypadku popieram Kinga, który nie był zadowolony z takiej adpatacji.
    Najbardziej w tym filmie denerwuje mnie spłycenie bohaterów, którzy w książce byli świetnie scharakteryzowani. Denerwuje mnie Danny gadający ze swoim palcem, denerwuje mnie Wendy, która w powieści była silną kobietą, a tutaj sprowadzona została do roli popychadła męża. Denerwowało mnie to, że dopingowałam Jackowi, bo w porównaniu do pozostałej dwójki nie wkurzał mnie tak swoim zachowaniem. Że już nie wspomnę o tych licznych nudnych momentach, o których napisałaś Gosia. Może i jest to klasyk kina grozy, ale zdecydowanie nie dla mnie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnieszka, dziękuje za interpretację, ja ten film brałam dosłownie, ale patrząc na wszystko tak jak opisujesz, nabiera to sensu.

    Buffy, ja właśnie książki nie czytałam, bo dla mnie oprócz "Carrie" i "Misery' King pisze za długie powieści, dlatego nie mam porównania.
    Ale dla człowieka który nie zna pierwowzoru film może być całkiem dobry.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gosiu, nie ma za co. Jak to mawiał mój znajomy z czasów studenckich: ''Jeśli pewne kwestie w filmie wydają Ci się zawiłe i niezrozumiałe, poszukaj ukrytego znaczenia i symboliki, bo tu zazwyczaj tkwi odpowiedź. '':) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Gosia, a ja mam zupełnie inny problem z Kingiem. Dla mnie jego książki są zdecydowanie za krótkie:) Ten pisarz tworzy takich bohaterów, że chciałabym czytać o nich bez końca:) Ale masz rację - zauwazyłam, że adaptację "Lśnienia" w reżyserii Kubricka lubią przede wszystkim Ci którzy nie czytali książki, albo którym książka się nie podobała.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń